czwartek, 16 czerwca 2016

#3 Magia Świata Kwantów, czyli Doświadczenie Younga/Eksperyment z Dwoma Szczelinami

Witajcie!

Dziś mamy czwartek, a czwartek to dobry dzień na przedstawienie Wam najbardziej spektakularnego aspektu świata mechaniki kwantowej. Dlaczego czwartek? Bo będzie tłusto. Grubo. Ale młodzieżowiec ze mnie ;) Zaczynajmy. Lepsze niż cycki ;)

Mechanika kwantowa to dla mnie jedna z wielu dziedzin fizyki, gdzie nauka zahacza o czystą magię. Została wymyślona przez bystrzaków pokroju Nielsa Bohra, Wernera Heisenberga, Erwina Schrodingera i paru innych w latach dwudziestych XX wieku. Uwierzcie mi, to nazwiska z najwyższej półki jeśli chodzi o fizykę. Teoria dotyczy zachowań cząstek elementarnych na najniższym zbadanym poziomie rzeczywistości - budulców materii (protony, neutrony, skwarki i bizony... przepraszam kwarki i bozony) i składników energii (fotony i elektrony oraz rzesza innych, ale nie będziemy się zajmować cząstkowym ZOO Modelu Standardowego). Najśmieszniejszym faktem mechaniki kwantowej jest to, że doskonale przewiduje wyniki eksperymentów, obliczenia się zgadzają, wszystko cacy, ale nikt nie wie, dlaczego. Po prostu nie da się wyjaśnić pewnych jej aspketów, bo cząstki elementarne zachowują się, jakby przeczyły znanej logice, pochodziły z innej rzeczywistości niż nasze makroskopowe krzesła, stoły, banany, łabędzie. Albatrosy. Tak. Albatrosy również nie zachowują się kwantowomechanicznie. Nie wiem jak Was, ale mnie to dziwi ;)

W czym rzecz? Co takiego dziwnego jest w elektronach, czego nie można zaobserować u albatrosów? Nie znoszą jajek! A teraz już poważniej. Najpierw wprowadzenie, czyli kilka najdziwniejszych cech cząstek elementarnych. Będzie w punktach, tak, jak lubicie. Sprawdziło się w przypadku gwiazdy neutronowej, bo rzesze fanów piały z zachwytu, więc i tu powielę schemat sukcesu.

1. Superpozycja.

Cząstki elementarne mają tę dziwną właściwość, że mogą znajdować się w wielu miejscach równocześnie. To tak, jakby krzesło stojące obok Was nie zajmowało jednego miejsca w przestrzeni, tylko, na przykład, dwa. Brzmi to... co najmniej dziwnie. W matematyce mówi się, że suma dwóch rozwiązań jest rozwiązaniem równania. Jeśli elektron przebywa drogę od punktu A do punktu B, nie jest to po zwyczajna linia prosta. Jego położenie określa prawdopodobieństwo. Załóżmy, dla uproszczenia, że ma dwie możliwości - lekkim łukiem od A do B na prawo i lekkim łukiem w lewo. Szanse, że elektron przebył drogę jednym lub drugim łukiem wynoszą po 50%. Co w sumie daje 100%, rozwiązanie jest sumą dróg. I teraz najlepsze. To, co napisałem, wygląda na matematykę, czyli po prostu obliczenie na papierze tego, jak mógł zachować sie elektron. Ale ta cwana bestia robi tak naprawdę. Nie w matematycznym a w fizycznym, realnym świecie. Dopóki nie zostanie zaobserwowana, naprawdę poruszą się tymi dwoma torami jednocześnie. Wyjaśnię to później przy opisie doświadczenia Younga, które pokazuje jak na dłoni dziwny aspekt superpozycji.

2. Zasada nieoznaczoności Heisenberga.

Heisenberg. Nieee, nie ten z Breaking Bad. Jeśli Werner Heisenberg to Interstellar, to Walter White jest Panem Kleksem w Kosmosie. Zasada nieoznaczoności mówi nam, że nie można z dowolną dokładnością zmierzyć dwóch wartości cząstki. Wielkości są sparowane i działa to tak, że im dokładniej mierzymy jedną, tym mniej dokładnie mierzymy drugą. Czyli, na przykład: pęd i położenie. Pęd to masa x prędkość, położenie - to oczywiście położenie browara na stole w oczekiwaniu na mecz Polaków. A browar znajduje się w dwóch miejscach równocześnie... Kupiłem jeden, mam dwa... Ech, rozmarzyłem się. Położenie to po prostu położenie. Czyli: gdzie jest cząstka? I teraz szczypta magii: jeśli zmierzymy z dokładnością X pęd cząstki, jej położenie możemy określić z dokładnością 1/X, czyli odwrotnie propocjonalnie. Im dokładniej zmierzymy pęd, tym mniej dokładnie mierzymy położenie. Czyli - nasuwamy kołdrę na nogi, jest nam coraz zimniej w łepetynę. Chcemy byc sprytni i nasuwamy kołdrę pod szyję - nie starcza jej na zmarznięte stopiszcza. Przelewasz browar z puszki do szklanki i masz go coraz mniej w puszcze, ale więcej w szklance. Patrzysz, jak piana rośnie, zajęty złotym płynem i oczywiście pada gol... Ale chwila, kwantowomechanicznie miało być tylko w świecie cząstek... :) Najlepszym cusiem jest to, że nieoznaczoność nie wynika z niedoskonałości przyrządów pomiarowych. Ona wynika z samej natury rzeczywistości. Kraina Czarów zaczyna się gdzieś na granicy wielkości atomu :) Nie ma możliwości dokonania nieskończenie dokładnego pomiaru każdej z wielkości. Możemy określic bardzo dokładnie, gdzie jest krzesło. Gorzej z albatrosem, bo frunie dziadostwo bardzo szybko. Ale i tak sprawia mniej problemów niż taki elektron. Sam pomiar położenia czy pędu elektronu zmienia stan tego małego ukadu. To tak jakby samym patrzeniem zmieniać jego właściwości.... Tak, tak. Witajcie w świecie kwantów. Obserwując obiekt kwantowy, musimy oświetlić go fotonami. A to zaburza układ.

Inny przykład: wyobraźmy sobie, że wykonujemy zdjęcie aparatem fotograficznym (lub komórką; albo wyobraźmy sobie, że chcemy zrobic sobie selfie z pędzącym a tle samochodem. Będzie trudniej, ale w końcu mechanika kwantowa jest trudna. A jeśli jeszcze uda nam się uchwycić albatrosa, wtedy wygraliśmy wszystko ;)) W zależności od szybkości migawki ruszający się samochód będzie mniej lub bardziej rozmyty. Samochód wyda się dłuższy, będzie bardziej rozmyty, uchwyciliśmy prędkośc, ale pomiar położenia szwankuje. W granicznym przypadku, gdy czas migawki = 0, zmierzyliśmy idealnie jego położenie, ale nie wiemy nic o prędkości. Proste? Jak strzelanie z procy bananem w albatrosa!

3. Dualizm korpuskularno-falowy

Zaczynają się schody. Najprościej wytłumaczyć owo zagadnienie na przykładzie światła. Albert Einstein (za badania nad światłem dostał pierwszą nagrodę Nobla, a nie, jak uważa wielu tłuków-nieuków-pseudo-bloggerów-naukowych, fizycznych amatorów... sami wiecie ;), za teorię względności) i paru innych cwaniaczków fizycznych dowiodło, że światło ma naturę zarówno fali - takiej jak rozchodzące się po stawie koła, gdy wpadnie do niego albatros, oraz cząstki - naszego kochanego fotonu, małej świetlnej kuleczki. Ciekawostka odnośnie fotonu: porusza się z prędkościa światła. Wow! - powiecie. Prędkość światła jest największą możliwą prędkością w naturze, według obecnej wiedzy fizycznej. Diesel, rządzisz! Wiem, wiem ;) Informacje rodem ze żłobka o profilu fizycznym. Ale... Gdy prędkość zbliża się do prędkości światła, efekty relatywistyczne powodują, że zwiększa się masa obiektu, a czas spowalania. Przy prędkości światła masywny obiekt powienien zwiększyć swój ciężar do nieskończoności, a czas = 0. Dlatego foton nie ma masy, jest czystą energią. Ale jest jeszcze jedna ciekawa implikacja faktu z czasem. Dla fotonu czas jest w istocie równy zero. Z jego punktu widzenia porusza się po całym Kosmosie natychmiastowo, bez czasu. Z jego perspektywy, podróżuje z gwiazdy odległej i miliardy lat świetlnych od razu! W zerowym czasie. My widzimy go poruszającego się z prędkością światła, ale, jako że jest to najwyższa prędkość w naturze, jego perspektywa eliminuje czas. Także mogę już wykładać co najmniej w żłobku ;)

Światło jest zarówno falą jak i cząstką. W zależności od rodzaju pomiaru. Jeśli chcemy wykryć falę, wykryjemy falę. Jeśli pragniemy zobaczyć cząstkę, zobaczymy cząstkę. Dziwne? Powoli zbliżamy się do meritum, czyli eksperymetnu z dwoma szczelinami. Fale przejawiają takie właściwości jak intereferencja (nakładanie sie grzbietów bądź dolin, albo wygaszanie, w przypadku nałożenia się doliny i grzbietu - na razie, mam nadzieję, jesteście ze mną). Intereferencja. Szkoda albatrosa, ale pozwolił nam zobaczyć na stawie fale, które idealnie pokazują rozchodzenie się jej w ośrodku. A teraz wyobraźcie sobie, że żona biednego ptaszka zobaczyła, że koleś wpadł do stawu i próbuje go uratować. Daje nura. Pojawiają się drugie fale, od drugiego ptaszyska, które zagłębiło się w odmęty Świtezi. Powstaje drugie źródło fal. I nakładają się, nakładają, bądź wygaszają, wygaszają. Finał jest taki, że albatrosy żyły długo i szczęśliwie, stając się, niejako okazjonalnie, zwierzętami podowodnymi, bo dobrze im tam. A my obserwujemy falową naturę materii. Wszyscy zadowoleni. Dyfrakcja? To ugięcie fali. Trudno to opisać, więc posłużę się obrazkiem. Nadal lepsze niz cycki!






Łeee. Ale przynajmniej ładnie obrazuje, co mam na myśli. Przy szczelinie fala się załamuje. Tyle mamy wiedzieć, bye bye cycki ;)

W przypadku obiektów kwantowych, mamy do czynienia z funkcją falową. Fala opisuje prawdopodobieństwo, z jakim cząstka znajduje się w danym rejonie. Najwięszke prawdopodobieństwo wystąpienia cząstki znajduje się na grzbiecie, maleje wraz z załamywaniem się fali. Niels Bohr uważał, że przy dokonaniu obserwacji funkcja falowa doznaje tzw. kolapsu i taki foton musi określić, 'zdecydować się', w jakim jest położeniu. I wtedy staje się cząstką! Mało ciekawe? Nu pagadi, zajac! Jak to nie! Ale w porządku. Przejdźmy więc do sedna, czyli naszego doświadczenia. Punkty, które opisałem, pozowolą nam lepiej zrozumieć Doświadczenie Younga. Jeśli do tej pory bawiliśmy się w Dorotkę z Kansas, teraz czas na Alicję w Krainie Czarów.

4. Doświadczenie Younga.

W doświadczeniu Younga mamy do czynienia ze źródłem światła, czyli fotonów, dwóch szczelin w płycie stojącej na ich drodze, przez które światło może przejść, oraz ekranie detekcyjnym, na którym widzimy jak fotony, przechodzące przez szczeliny, zatrzymują się, tudzież zostają wykryte. Światło, jako fala, tworzy na ekranie obraz interferencyjny, czyli wzajemne nakładanie się fal z dwóch 'źródeł' - szczelin. Po drodze przez szczeliny fale ulegają jednak dyfrakcji jak na rysunku lepszym od cycków powyżej. Rewelacja, prawda?

Żartowałem. to dopiero wprowadzenie. Takie doświadczenie może Wam pokazać pani od fizyki w podstawówce, zaraz po zajęciach z techniki i robieniu mereżki. Połowa klasy śpi a druga, większa połowa, nie wie o co chodzi. A fizyczka podniecona, nic nie zauważa, tylko swoje dyfrakcje i interefencje. Chociaż, mogę się mylić. Pewnie druga połowa gra w węża na komórce. Mereżka, wąż? OK, może jestem trochę w tyle, ale na szczęście prawa fizyki nie zmieniły się od moich czasów tak bardzo. Niektórzy poszli z duchem czasu i grają w fifę na smartfonie, ja wolę mereżki ;)

Na obrazku przedstawiam, jak bawili się fizycy na początku XX wieku, odkrywając falową naturę światła. Najpierw mamy źródło i szczeliny, drugi rysunek to obraz interferencyjny na ekranie.



1 - źródło światła
2 - detektor - niespodzianka
3 - ekran - detekcja obrazu interferencyjnego

Sam obraz interferencyjny na ekranie wygląda tak:




Na razie nie ma w tym nic niezwykłego. Światło załamuje się na szczelinach, intererferuje ze sobą i daje obraz wyglądający jak widok oglądany co ranka przez pensjonariuszy wesołego zakładu we Wronkach. Albo bardziej upierdliwych i niebezpiecznych kuracjuszy naszego pięknego Zamku w Lubiążu. Kto wie, gdyby wsadzili tam fizyka, może widziałby zamiast krat doświadczenie Younga? ;) I pewnie paru z nich już tam siedzi, znając cienka linię między geniuszem a szeleństwem. Co dalej? Teraz postaram się Was zaskoczyć. Zaszokować. I nie, nie jestem fizykiem z Lubiąża obserwującym albatrosy przez okno swej celi ;)

Panowie fizycy w dwudziestym wieku bawili sie i podziwiali obraz interferencyjny i falową naturę światła. Nie budziło ono wielu kontrowersji. Jednak w świetle praw mechaniki kwantowej i interpretacji doświadczenia zaczęły, jak grzyby po deszczu, wyrastać kolejne zagadki. Ktoś bardzo mądry i niebaczny konsekwencji postanowił w miejsce ciągłego źródła światła (1. na rysunku) wypuścić pojedyncze fotony. Zwykłe cząstki. Wydawałoby się, że foton powinien wybrać którąś ze szczelin i zaznaczyć swoją obecność punktem na ekranie, prawda? Wyobraźcie sobie kulkę, którą spuszczacie z góry po jakimś tam blacie, w którym jest przegródka z dwoma dziurami. Naturalnie musi ona przelecieć przez którąś z nich. No chyba, że ją zepsujecie ;) Fotony też tak robią. Przechodzą przez szczelinę. Ale... przez dwie na raz.

Okazało się, że pomimo, iż wypuszczono pojedynczy foton, na ekranie nadal widniał obraz interferencyjny. Jakby foton, pojedyncza cząstka, nadal była falą i przeszła przez dwie szczeliny jednocześnie! Zauważcie, że fala mogła to zrobić - stworzyć nakładające się grzbiety na ekranie i namalować paski swoim falowym pędzelkiem. Ale jak mogła tego dokonać pojedyncza cząstka? Czyżby też miała zapędy artystyczne? Po prostu, foton przechodził przez szczeliny jako swoja funkcja falowa. Zaobserwowany był dopiero na ekranie i tam pokazał, w jaki sposób przebył drogę - a przebył ją jako fala. Przebył ją w stanie superpozycji, w dwóch miejscach jednocześnie. Szokujące? Nie? Proszę, naprawdę? ;) A co powiecie na fakt, że dopiero detekcja mówi, jaką drogę przebyła cząstka? Że... skutek określa przyczynę? I co teraz? ;) Takie są implikacje dalszej części doświadczenia Younga.

5. W takim razie idźmy dalej.

Ktoś chciał być sprytniejszy niż dwuznaczny foton i umieścił w punkcie nr 2 detektor-niespodziankę. Bo skoro mamy obraz interferencyjny z pojedynczego fotonu, dobrze byłoby wiedzieć, co robił on po drodze. Po prostu fajnie byłoby przyłapać go na gorącym uczynku, jak beztrosko uskutecznia rozdwojenie jaźni i wesoło przechodzi przez dwie szczeliny na raz.

Umieszczono detektor. Złapano foton. Przeszedł przez jedną szczelinę. Popatrzono na ekran. Obraz interferencyjny... zniknął. Kolega fotonu, wystrzelony przed naszym obserwowanym osobnikiem, pozbawiony nadzoru w punkcie dwa, przeszedł przez dwie szczeliny naraz. Ale już kolejny, pilnie podpatrywany w momencie przechodzenia przez szczelinę, wybrał tylko jedną. Obraz na ekranie to pojedynczy punkt. Jak gdyby nigdy nic, foton zwinął superpozycję, obserwacja dokonała kolapsu jego funkcji falowej i musiał wybrać szczelinę. To wygląda trochę tak, jakby wiedziały, że są obserwowane, prawda? Nieładnie nas podglądać, panowie naukowcy! Fotony śpiewają pod prysznicem, ale gdy ktoś wchodzi, gwiżdżą tylko cichutko ;)

No dobra, usuniemy kamerę. Foton numer trzy. Dwie szczeliny naraz, interferencja. Cholera jasna... co z wami nie tak, fotony?! Może trochę ubarwiam, ale takie są fakty. Takie zjawiska naprawdę zachodzą. fotony dosłownie 'wiedzą', że są obserwowane. Nie wiemy, jakie mechanizmy kierują ich zachowaniem. Wiemy tylko, że tak jest. I zawsze się powtarza. Mechanika kwantowa daje jednoznaczne przewidywania, ale niejasne są jej podstawy. To coś bardzo głębokiego, jakieś sekretne mechanizmy, które rządzą światem kwantów, a które są dla nas ukryte. Może kiedyś... Gdy już będziemy wiedzieć, że nasz świat to symulacja komputerowa, zapytamy Architekta. Ale pewnie i tak będzie kłopot, którą bramkę wybrać. Knock, knock, Neo ;)

6. I na koniec:





Żartuję, albatrosy zostawiamy na chwilę w spokoju. Raczej nie są kwantowomechaniczne. Chociaż nie jestem do końca pewien. Ta rozpiętość skrzydeł, ten rozmach... ;)

Załóżmy, że punkcie 3. czyli ekranie umieścimy detektor fali lub cząstek. To znaczy, że jeśli foton przeszedł przez szczelinę jako fala, czyli przez dwa otwory naraz, nasz detektor, nastawiony na wykrycie fali, potwierdzi to. Możemy też ustawić go na wykrycie cząstki i, jeśli foton przejdzie przez jedną szczelinę, detekcja nastawiona na cząstki powie nam 'bingo'.

Ale w tym momencie zaczynają się dziać kuriozlane rzeczy. Bo jeśli nastawimy detektor na wykrycie cząstki, wykryje cząstkę. Foton przeszedł przez jedną szczelinę. Przestawiamy detekcję na falę i wykrywamy falę - foton przeszedł przez dwie szczeliny naraz. Jednakowoż, dzieje się to po fakcie. Jakbyśmy dostawali to, czego oczekujemy. Oczekujemy fali - dostajemy falę. Oczekujemy cząstki - dostajemy albatrosa. Oczywiście żartuję, otrzymujemy cząstkę. Ale zauważcie, że foton najpierw przechodzi przez szczelinę, potem trafia do detektora. Jednak to detektor decyduje, jak foton przeszedł przez szczelinę... Obserwacja decyduje nie tylko o rzeczywistości, nie tylko! Ona decyduje o tym, co się stało w przeszłości. Skutek wpływa na przyczynę. To tak jakby polecieć samolotem z Wrocławia do Warszawy i na lotnisku stwierdzić, że właściwie to jechaliśmy samochodem. Witajcie w świecie kwantów.

Podobnie dzieje się nie tylko z fotonami, ale także elektronami, atomami, nawet z całymi molekułami. To nie dziwna natura światła implikuje zatrważające cechy nano-świata. Materia również ma naturę falowo-korpuskularną. Pogubieni? Nic nie szkodzi.

Niels Bohr powiedział kiedyś, że jeśli teoria kwantów nie szokuje cię, to zupełnie nic z niej nie rozumiesz. Szokujące jest także to, że obserwacja wpływa na rzeczywistość. Tak postulował Bohr. To tak zwana interpretacja kopenhaska, kontrowersyjna, przez wielu odrzucana, ale przez wielu innych akceptowana. Einstein nie zgadzał się z Nielsem Bohrem i pytał: 'czy Księżyc istnieje tylko dlatego, że na niego patrzysz?'

Pytanie jest otwarte. Nie jest to kwestia interpretacji, tylko badań. Może istnieje granica, gdzie kończą się efekty kwantowe, a gdzie zaczyna 'normalna' mechanika newtonowska, przewidywalna i logiczna? Dziś stworzono układy, które zachowują się kwantowomechanicznie już na poziomie 60 atomów. Stworzono też qubit, jednostkę danych w komputerach kwantowych, melodii przyszłości, który ma wielkość 40 mikrometrów/tryliona atomów/jest widoczny gołym okiem. Są już obecne makroskopowe efekty kwantowe, jednak nadal nie wiemy, gdzie przebiega granica. To trochę jak z Kingsajzem: panują inne zasaday, w końcu w normalnym świecie nikt nie zjadłby 'muchy na dziko'.

A może granicy po prostu nie ma? I gdy dziecko zostawione samo w pokoju robi straszny bałagan, wchodzi mama, dokonuje obserwacji a brzdąc szybko uśmiecha się - dokonuje się jego kolaps do jednego, beztroskiego stanu - mama wychodzi, maluch wraca do chaotycznej superpozcyji rozrzuconych żołnierzyków i połamanych resoraków... to także efekt kwantowy w skali makro? To zabawne porównanie przytoczył kiedyś pewien fizyk, podoba mi się, ale proszę, nie bierzecie go na poważnie. Przedszkolaki nie są kwantowe, ich mamy i pokoje też nie. To tylko analogia ;)

Potrzeba kolejnych doświadczeń i przekonujących rezultatów, aby określić, co tak naprawdę dzieje się w świecie kwantów. Ale dotychczasowe wnioski teorii naprawdę jeżą włos na głowie i mogą przysporzyć niejednego siwego włosa. Dosłownie, widzisz to, co chcesz zobaczyć. Chcesz zobaczyć falę? Widzisz falę. Chcesz zobaczyć cząstkę? Proszę bardzo. Jednak świat cząstek elementarnych nie tak bardzo odbiega od naszych psychologicznych mechanizmów, prawda? :)

Skąd to wszystko wiem? Godziny spędzone na obserwowaniu albatrosów wędrownych prowadzą do wysnuwania zaskakujących wniosków.







Aha, zapraszam na Patronite! To nie takie trudne założyć tam konto i wesprzeć klikanie w klawiaturę! :)

patronite/DiesPhys

Oraz na Facebook fanpage; więcej nas, jest ciaśniej ale weselej! ^_^

fanpage/DiesPhys

poniedziałek, 13 czerwca 2016

#2 Gwiazdy Neutronowe, czyli młodsze siostry czarnych dziur



Pozdrawiam wszystkich czytelników, jest nas coraz więcej  a kolejne tematy mnożą się jak grzyby po deszczu! ;) To taki żart, obliczony na sukces marketingowy. Nie bójcie się, nadal jesteśmy w niszy 4 komentarzy do poprzedniego posta! ;)

Bez zbędnych dalszych ozdobników językowych i wstępów ruszamy w przestrzeń... tym razem trójwymiarową, co nie znaczy, że mniej ciekawą, bo zagiętą przez olbrzymie pole grawitacyjne gwiazdy neutronowej. Oglądaliście komiksową adaptację Thora? Podobno młot Mjollnir tej postaci jest wykonany z materii gwiazdy neutronowej. To bujda, bo nie chciałbym być w skórze planety, na którą upadłby taki młot. Ale po kolei...

Pewnie słyszeliscie o czarnych dziurach. Zapewne większość z Was wie też, słyszało co nieco o śmierci potężnych gwiazd, zapadaniu się umierających gazowych olbrzymów (bo tym są gwiazdy, te zwykłe)? Zapewne. O horyzoncie zdarzeń, czyli promieniu wokół osobliwości, po przekroczeniu którego siła grawitacji jest tak silna (a właściwie to czasoprzestrzeń jest tak silnie zakrzywiona przez grawitację, że zakrzywia drogę fotonów tak, że nie mogą z powrotem wyjśc poza horyzont) też pewnie słyszął niejeden z Was; tu można do znudzenia przywoływać film Interstellar, bo tam pokazana jest piękna, bliska naukowemu pojęciu wizualizacja czarnej dziury.

Osobliwość, czyli? To coś trochę innego od osobowości, uprzedzam pytanie ;) To hipotetyczny (bo na razie są snute tylko teorie, nikt nie potwierdził nigdy, że faktycznie coś takiego istnieje, poza przewidywaniami m.in. teorii względności) punkt, znajdujący się wewnątrz horyzontu zdarzeń. Centrum czarnej dziury, punkt, który ma nieskończoną gęstość i nieskończenie małą objętość (punkt, czyli zerowymiarowy obiekt, brzmi to dziwnie, ale w ujęciu teoretycznym i matematycznym tak właśnie jest, punkt nie ma wymiarów). Podobno poza horyzontem zdarzeń przemieszczamy się w czasie, a nie przestrzeni, osie drogi i czasu w ruchu zostają odwrócone... Mamy także naturalne ścieżki dźwiękowe do czarnych dziur - 'Supermassive Black Hole' - Muse oraz 'Black Hole Sun' - Soundgarden. Wszędzie czarne dziury! Całkowita szajba. Trąbią o tych czarnych dziurach wszyscy: robią one zawrotne kariery w mediach, prasie, kulturze, literaturze sci-fi... Wszystko pięknie, ale jest jeden problem. Bo to, co opisałem, to całkiem sporo jak na obiekty, które nigdy nie zostałuy zaobserwowane bezpośrednio i nawet niedawno Stephen Hawking podważył całkowiecie ich istnienie... Miraż, coś nieuchwytnego, często robi wiele szumu.

Ja mam dziś dla Was coś lepszego. Dlaczego lepszego? Bo potwierdzonego, zaobserwowanego i lepiej poznanego. Gwiazdy neutronowe. Są one ostatnim źródłem informacji o najbardziej skrajnym, a dostępnym jeszcze do obserwacji stanie materii we Wszechświecie. Poza horyzont zdarzeń czarnej dziury niestety nie da się zajrzeć, zabraniają tego obecne prawa fizyki.

Zacznijmy od początku. Skąd biorą się gwiazdy neutronowe? Ich także nie przynoszą bociany, to chyba jedyna cecha wspólna z ludźmi. Bo gwiazdy neutronowe to prawdziwe monstra przestrzeni kosmicznej. Gwiazdy, takie jak nasze Słońce, mają różne masy. Od 0,08 masy Słońca do gwiazd o masie 120-200 razy większej od naszej. Każda z nich ma określony czas życia, czyli czas, w jakim cały wodór budujący gwiazdę zostanie zużyty w reakcji syntezy w hel (co powoduje produkcję olbrzymich ilości energii;  na Ziemi od dawna prowadzone są badania nad syntezą termojądrową, czyli stworzeniem gwiazdy na Ziemi; byłoby to o wiele wydajniejsze źródło energii niż najwydajniejsze dzisiejsze elektrownie atomowe), któy to proces my obserwujemy jako wydzielaną energię świetlną i cieplną. Gdy gwieździe znudzi się popisywać i rozdawać za darmochę energię, zaczyna zwijać żagle. Jednak, jak już pewnie większość z nas zdążyła się dowiedzieć (to wiedza pokroju wiary/niewiary w świętego Mikołaja), Słoneczko nie kładzie się spać. Na zakończenie swojej działalności charytatywnej szykuje niezłe fajerwerki w postaci supernowej, jednego z najjaśniejszych i najpotężniejszych zjawisk w przestrzeni kosmicznej.

Jak do tego dochodzi? Nie będę wgłębiał sie w szczgóły śmierci gwiazdy, bo żeby rzetelenie wyjaśnić ten temat, należałoby napisać drugą epopeję. Poza tym, po co opisywać śmierć gwiazdy, skoro można opisać narodziny jej neutronowego potomka? Umarła królowa, niech żyje gwiazda neutronowa!

Wystarczy wiedzieć, że ciśnienie wywierane przez jądro przestaje równoważyć siły grawitacyjne zewnętrznych warstw złożone z cięższych pierwiastków (kiedy kończy się wodór, gwiazda zaczyna syntezować hel i po kolei, coraz cięższe pierwiastki, aż do żelaza; dlatego jest coraz cięższa, w skrócie rzecz ujmując).

I teraz najciekawsze: gwiazda zapada się pod własnym ciężarem. Szybko i gwałtownie, gwiazdy cięższe niż 8 Słońc wybuchają jako supernowe, a po wybuchu pozostaje... tu także nie będę Wam wykładał mas, tego co powstaje w każdym z przypadków i czym jest rezultat (a efektami moga być białe karły, nasze gwiazdy neutronowe oraz czarne dziury). Nas interesuje przypadek, gdy jądro pozostałe po wybuchu ma masę mniejszą niż 3,8 mas Słońca i może utworzyć gwiazdę neutronową. No, nareszcie! Widać główkę! ;)

W punktach będzie łatwiej :)

1. Powitanie

Jej istnienie zostało przewidziane w 1934 roku, dwa lata po odkryciu neutronów. W 1967 naukowcy z Uniwersytetu Cambridge zaobserwowali je w przestrzeni kosmicznej. Gwiazda neutronowa 1, czarna dziura 0 :) przynajmniej, jeśli chodzi o realność. Garść anegdot

2. Garść anegdot

Gwiazda neutronowa ma masę 1,4 do 2,5 masy Słońca, ale wielkość... Manhattanu, czyli średnicę około 20km. Niesie to za sobą dziwne implikacje. Jedna łyżeczka stołowa masy z gwiazdy neutronowej waży około 6 miliardów ton, czyli mniej więcej tyle, ile Mount Everest. Skorupa gwiazdy neutronowej jest 100 bilionów twradsza niż stal. Gdyby zrzucić żelkę z wysokości metra na jej powierzchnię, upadłaby na nią z prędkością 7 miliardów km/h, z siłą 1000 bomb atomowych. Niech żyje grawitacja, ponoć najsłabsza z czterech sił fundamentalnych ;) A jednak...

3. Soczewkowanie grawitacyjne

Gwiazda neutronowa wytwarza tak silną grawitację, że zakrzywia, tak jak czarne dziury, czasoprzestrzeń wokół siebie, powodując tak zwane soczewkowanie grawitacyjne - zagięcie światła znajdującego się za gwiazdą a wpadającego do naszego oka. To znaczy, że patrząc na gwiazdę neutronową od frontu, na bezczelnego, możemy zobaczyć to, co znajduje się bezpośrednio za nią i jest przez nią zasłaniane. Jednym słowem, kosmiczny słoń ;) Efekt jest widoczny na zdjęciu, trochę jednak artystycznym:





4. Pulsar

Gdy zapadająca się gwiazda kurczy się, z zasady zachowania pędu wynika, że gwiazda neutronowa musi zwiększyć szybkość rotacji. Przeciętnie okres obrotu wynosi od jednej setnej do kilku sekund. Rośnie też pole magnetyczne tego obiektu, a rośnie do olbrzymich rozmiarów. Naładowane cząstki - protony i neutrony, wydzielane przez powierzchnię gwiazdy, są przechwytywane przez to pole i wprawiane w ruch wirowy. Powstają wtedy fale elektromagnetyczne, które w postaci wąskich wiązek opuszczają gwiazdę w okolicach biegunów magnetycznych. Gwiazda 'wystrzeliwuje' ze swoich biegunów regularną, w postaci impulsów, wiązkę promieniowania, w zakresie całego widma (czyli zarówno bardzo energetyczne promieniowanie gamma jak i bardziej znane, ale równiez bardzo intensywne promieniowanie rentgenowskie), co powoduje, że gwiazdy te są czymś w rodzaju kosmicznych latarni morkich. Stąd nazwa - pulsar. Nie mylić z pulsometrem, biegacze. Takiego pulsometru nie chcielibyście nosić na ręce, 'nieco' spadłoby tempo  biegu ;) Dzięki okresowości promieniowania można obserwować je z Ziemi (co jednak nie znaczy, że uda sie to za pomocą lornetki. Potrzebujemy czegoś bardziej ekstra. Teleskopu ;)). Co więcej, okres ich obrotu jest tak regularny, że...

5. Zegar pulsarowy.

Tak! W 2011 roku w Gdańsku powstał pierwszy zegar pulsarowy, który odmierza czas wyznaczając go na podstawie okresu obrotu pulsara milisekundowego (bardzo szybko rotującej gwiazdy neutronowej). Dach Kościoła Św. Katarzyny Aleksnadryjskiej gości najdokładniejszy w momencie budowy zegar świata, przewyższający ponad 100x precyzyjnośc zegara atomowego. Sygnały pobierane są z 6 pulsarów, za pomocą 16 anten (tak, dach kościoła wygląda, jakby księża szukali kontaktu z UFO. No cóż, gwiazdy. Zawsze to bliżej Boga, niż na Ziemi. Zakon poszedł z duchem czasu ;)), tworząc macierz 4x4 metry. I tak braciszkowie dorobili się najdokładniejszego zegara. Teraz żaden z nich na pewno nie zaśpi na jutrznię. Niech no spróbuje, nie ma wymówek ;)

6. Magnetar.

To jest dopiero kuriozum. Jakby mało było gwiazdy neutronowej, która sama w sobie jest już kosmicznym cyrkiem na kółkach, z soczewkowaniem grawitacyjnym jako wizytówką, jest jeszcze magnetar, wyjątkowy rodzaj naszej złowieszczej neutronowej kulki. Posiada najsilniejsze ze wszystkich znanych obiektów w Kosmosie pole magnetyczne. Czym jest? I co potrafi?

Gwiazda neutronowa wytwarza olbrzymie pole magnetyczne, rzędu 10^8 Tesli. Magnetar szczyci się polem o natężeniu 10^10 Tesli. Dla porównania, średnie ziemskie natężenie pola magnetycznego to... 4,5 x 10^-5 T. To piętnaście rzędów wielkości, liczba różna o 1 i 15 zer. Nie robi wrażenia? No cóż, trudno sobie wyobrazić, ile to jest biliard razy więcej. To więcej niż bardzo, bardzo dużo.

Ale porównanie robi się ciekawsze, gdyby, czysto hipotetycznie, magnetar zbliżył sie do Ziemi. Tak, wyobraźmy sobie, że zamiast komety i bohaterskiego Bruce'a Willisa, który miałby nas, zwykłych i słabych ludzi, przed nią uratować, do trzeeciej planety od Słońca zbliżałby się magnetar. Fani Armageddonu mogą być rozczarowani, ale, chwileczkę, chwileczkę! Wrażenia, zapewniam, byłyby znacznie bardziej intensywne.

Jego powierznia ma temperaturę 10 milionów stopni Celsjusza. Gdyby magnetar, znajdujący się 10 lat świetlnych od Ziemi, wystrzelił swą tzw. 'flarę' w jej kierunku, całe życie na naszej planecie dosłownie by wyparowało. Flary powstają, kiedy pole magnetyczne jest tak mocno skręcone, że nie może się już bardziej ugiąć - wtedy 'prostuje się' w energetycznym rozbłysku. Najmocniejsza zaobserowawana flara (2004 rok, w konstelacji Strzelca, 50,000 lat świetlnych od Ziemi) - trwająca 1/10 sekundy - miała energię, jaką wypromieniowuje Słońce przez 100,000 lat!

Samo pole magnetyczne byłoby tak silne, że magnetar znajdujący się w połowie drogi między Ziemią a Księżycem zakłóciłby działania wszystkich naszych urządzeń elektronicznych, wymazując wszystkie na dane na jakichkolwiek kartach kredytowych. Zamiast rabować banki, sprowadźcie sobie magnetar, ale najpierw - zabezpieczcie swoje karty, coby uniknąć samobója ;)


7. Nasi tu byli!

Szczęśliwa siódemka z faktów o gwiazdach neutronowych okazuje się szczęśliwa dla naszego kraju. W 1992 roku Aleksander Wolszczan odkrył pierwszy pozasłoneczny układ planetarny - PSR 1257+12. Fakt, że planety okrążają gwiazdę neutronową, dodaje odkryciu smakczku. Oto wizja artystyczna wolszczanowskiego układu, rodem niemal z filmu 'Interstellar', gdzie planety krążą wokół starszej i ciemniejszej siostry gwiazdy neutronowej - czarnej dziury. Ale nasz, polski, też nienajgorszy, tym bardziej, że realny :)




8. Najlepsze jak zwykle na koniec. Materia zdegenerowana.

Gwiazda neutronowa składa się,w bardzo dużym uproszczeniu, z neutronów; są to elementy każdego jądra atomowego o ładunku obojętnym (protony (+) i elektrony (-) łączą się pod wpływem wysokiego ciśnienia, tworząc neutrony; stąd nazwa gwiazdy). Ale nie o tym chciałem napisać, takie informacje można sobie bez problemu znaleźć na ściądze.pl i biegać po lesie, obwieszczając żukom i jeleniom, że wiemy, z czego składa się gwiazda neutronowa. Tak, wylądowaliśmy na Księżycu.

Chciałem napisać nieco więcej o hipoteteycznej budowie jądra wewnętrznego naszej gwiazdki. Składa się ono, prawdopodobnie, z tzw. materii zdegenerowanej.

Materia zdegenerowana jest najgęstszym możliwym stanem materii - cząstki nie mogą zająć mniejszej objętości z powodu zajęcia już wszystkich stanów energetycznych o dopuszczalnej energii (cząstki nie mogą mieć takich samych stanów kwantowych - tzw. reguła Pauliego). Materia taka zachowuje się podobnie do cieczy a nie gazu, nie zmniejsza objętości w wyniku zwiększania ciśnienia. Czyli my ciśniemy, a neutrony swoje, nie, i koniec! Same neutrony, jeden obok drugiego i zupełnie nie ma miejsca na nic innego. Nie można gęściej upakować cząstek koło siebie, Pauli mówi 'stop'. Przytulaski.

Jest to materia tak gęsta, że pochłania neutrina, cząstki elementarne o tak małej masie, że Ziemia jest dla nich niemal przezroczysta, przelatują przez nią jak komar przez siatkę w oknie (wszyscy wiemy, że jednak zawsze przelatuje ;)).

Podejrzewa się też, że wewnętrzne jądro gwiazdy neutronowej, zbudowane z materii zdegenerowanej, jest nadciekłe. To znaczy, że ciecz ta ma lepkość równą zero. Miód ma większą lepkość niż woda, i tak dalej. Nie wiem, jak ze smołą, trochę się boję sprawdzać, bo mam mało łyżeczek na stanie, sami rozumiecie. Poza tym jestem fizykiem-teoretykiem-amatorem, nie doświadczystą ;) Materia nadciekła, puszczona raz w ruch, krąży bez końca, bez żadnego nakładu energii. Pomyślcie tylko, jak technologia mogłaby oszczędzić nam wysiłków, gdyby zastosować ją do ceremonii picia herbaty. Jeden ruch łyżeczką zamiast pięciu! I kto mi teraz powie, że nie lepiej inwestować w naukę niz zbrojenia? ;)

I tak, dobrnęlismy do końca. Oddaję głos do studia. Halo, halo, Tomku?

***

Halo, halo, Dieslu! ;)

Mam nadzieję, że podobał się Wam mini wykład z ciekawszej części astrofizyki, która mnie samego pasjonuje. Gwiazdy neutronowe należą do moich ulubionych, bo nie są tak oklepane, jak czarne dziury, a również wyjątkowo tajemnicze. Są tak ciekawe, że zasługują na moje pisanie i Wasze czytanie. Jeśli macie jakieś uwagi, śmiało, nie bójcie się - nie mam bomby neutronowej, będę co najwyżej raził słowem. A że jest silniejsze od miecza? Amatorzy herbaty na pewno się ze mną zgodzą ;)

Aha, zapraszam na Patronite! To nie takie trudne założyć tam konto i wesprzeć klikanie w klawiaturę! :)

patronite/DiesPhys

Oraz na Facebook fanpage; więcej nas, jest ciaśniej ale weselej! ^_^

fanpage/DiesPhys